Rodacy – why?

Już dosłownie za kilkanaście dni rozpoczynają się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Na futbolowych turystów i kibiców czekają — godne rangi tej imprezy — stadiony w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu i Gdańsku. Infrastruktura drogowa — co prawda nie w takim tempie, jakbyśmy sobie tego życzyli, ale jednak wydłużyła się o kilka nowych nitek autostrad. Przede wszystkim jednak nasza reprezentacja już od lat nie składała się z piłkarzy, którzy znaczyliby tyle w Europie, co Lewandowski, Szczęsny, Błaszczykowski i Piszczek. Mogłoby się więc wydawać, że mamy wszelkie przesłanki ku temu, by z optymizmem patrzeć w przyszłość… Tymczasem, jak donosi „Gazeta Wyborcza”, Polacy mają dość EURO. Z ostatniego sondażu CBOS wynika, iż zaledwie 44 % rodaków jest dziś zadowolonych z faktu organizacji przez nasz kraj mistrzostw Europy.

od maja 2007 roku, czyli od czasu przyznania nam organizacji Euro 2012, entuzjazm Polaków systematycznie spada, rośnie natomiast obojętność. W maju 2007 roku zadowolenie z faktu organizacji mistrzostw Europy w piłce nożnej wyrażało prawie dwie trzecie ankietowanych (64 %), rok później odsetek ten spadł do 60 %, w marcu 2011 roku zmalał do 50 %, a cztery miesiące później do 48 %. Obecnie odsetek zadowolonych sięga zaledwie 44 % — w ciągu pięciu lat obniżył się zatem o 20 punktów.

Co się właściwie z nami stało? Czy Polacy przestali interesować się futbolem? A może osłabł nasz patriotyzm? Mam czelność twierdzić, że NIE. Założę się, że zdecydowana większość rodaków, również „zmęczeni i znudzeni”, 8 czerwca zasiądzie jednak przed telewizorami, by oglądać inauguracyjny mecz Polski z Grecją. Jestem więcej niż przekonany, że w wypadku naszej wygranej nagle zapanuje u nas wręcz ogólnonarodowe poruszenie futbolowo-patriotyczne. Siła uwikłanego w rytuały narodowe piłkarskiego widowiska jest tak ogromna i przytłaczająca, że mało kto będzie mu się w stanie oprzeć. I może właśnie dlatego dla tych, którym ta impreza z różnych powodów jest nie w smak, okres tuż przed EURO jest ostatnią szansą, by wrzucić do tej potężnej beczki miodu swoją łyżkę dziegciu.

Komu więc mistrzostwa są nie w smak? Oczywiście za nieszczególną atmosferę przed EURO odpowiedzialne są w dużej mierze czynniki polityczne. Ukraińcy, dla których ta impreza miała być szansą na zbliżenie się do Europy, jakby na własne życzenie się od niej oddalają. Do tego słuszne oburzenie budzą na Starym Kontynencie zdjęcia zmaltretowanej byłej premier naszego wschodniego sąsiada, przetrzymywanej — wskutek wątpliwego wyroku — w więzieniu. Również w Polsce polityczna otoczka imprezy jest taka sobie — rząd Donalda Tuska uczynił z projektu EURO wręcz symbol swojego projektu modernizacji kraju à la Irlandia, więc wszelkie wpadki, niedociągnięcia i opóźnienia owego projektu w oczywisty sposób odbijają się na samej atmosferze zbliżającego się sportowego święta.

Ale to nie wszystko — EURO ma bowiem oczywistych wrogów, którym chyba na rękę byłoby niepowodzenie tej imprezy. Przeciwnicy EURO to przede wszystkim inteligencka młoda lewica, wykrzykująca dzisiaj hasła w stylu: „chcemy chleba, nie igrzysk”.

Dla jej przedstawicieli tak potężne komercyjne przedsięwzięcie już samo w sobie musi się kojarzyć z „brudnymi” interesami kapitalistów i liberałów. A przecież publiczne pieniądze można by zainwestować w przedszkola, żłobki, stypendia studenckie czy nawet — jak to sugerowała pewna młoda artystka w trakcie naszej fejsbukowej dyskusji — w muzeum sztuki nowoczesnej. Do tego dochodzi jeszcze wielce zrozumiała feministyczna antypatia do futbolu, tej samczej, podszytej plemiennymi rytuałami rozrywki.

Z drugiej strony, paradoksalnie, przeciwnikami EURO jest również duża część kibicowskiej ekstremy. I to zarówno z powodów politycznych, jak i ideologicznych. Firmujący imprezę swoją twarzą premier Tusk — praktykujący piłkarz i kibic — dotkliwie naraził się bywalcom stadionów, tak że wolą oni dzisiaj rozmawiać z brydżystą Jarosławem Kaczyńskim albo Kwadransowym Grubasem Beatą Kępą. Właściwie wszędzie na świecie duże imprezy futbolowe przeznaczone są nie tyle dla „prawdziwych” kibiców, co dla mas interesujących się futbolem od święta. To właśnie od ich stadionowej frekwencji — i związanej z nią konsumpcji piwa, chipsów i całej gamy futbolowych gadżetów i maskotek — zależy przede wszystkim komercyjny sukces wszelkich piłkarskich igrzysk. Również doping na takich imprezach zazwyczaj niewiele ma wspólnego z „oprawą” ligowych spotkań. Zresztą organizatorzy mistrzostw zapewne już od dłuższego czasu inwigilują środowisko kibicowskie — tak by uniknąć ewentualnych wtop czy rozgrywających się na oczy całego świata stadionowych awantur.

Proszę mi wybaczyć nieco infantylne szkolne porównywanie, ale mam wrażenie, że jesteśmy teraz w sytuacji klasowego średniaka, któremu jakimś cudem udało się umówić na randkę z „wielką imprezą”. Z ostatnich ławek klasowi chuligani rzucają w niego papierkami i wykrzykują buńczuczne hasła, prymusi z pierwszych wymieniają ironiczne komentarze. Nic więc dziwnego, że nasz średniak, kiedy już wykosztował się na markowy outfit i wysmarował markowymi kosmetykami, stając przed lustrem, doświadcza niepewności, przechodzącej od zdenerwowania po zwątpienie i obojętność. Jeśli jednak randka pójdzie dobrze, możemy się spodziewać radykalnego, euforycznego podniesienia nastroju…

1 komentarz

Filed under Kieruzel

1 responses to “Rodacy – why?

  1. 3pm

    FUCK EURO! taki banner wisiał na płocie niedzielnego meczu proch pionki – zwolenianka zwoleń. to zorganizowana kibicowska akcja, rozpleniająca się nawet na boiska okręgówki. napiszę więcej, dwa razy w ostatnim tygodniu słyszałem, że metrem nie pojadę i na plastikowo-piwną imprezę do strefy kibica pod pałacem też nie pójdę. za dużo bombowej atmosfery … igrzyska nam trzeba, nie chleba.

Dodaj odpowiedź do 3pm Anuluj pisanie odpowiedzi